maj 9, 2021 | dr n. med. Marek Błażejak

Dwa tygodnie temu kilkudziesięciu lekarzy i naukowców zwróciło się do Ministerstwa Zdrowia z listownym zapytaniem o skuteczność szczepionek na pojawiające się coraz to nowe warianty koronawirusa. Sygnatariusze zwrócili uwagę, że liczne badania naukowe wskazują na obniżoną immunogenność preparatów szczepionkowych w odniesieniu do mutacji południowoafrykańskiej i brytyjskiej. Autorzy listu wyrazili też niepokój w związku z doniesieniami naukowymi ostrzegającymi o niebezpieczeństwie przenikania bariery krew-mózg przez białko kolcowe SARS-CoV-2, powstające pod wpływem szczepionek mRNA. Wyrazili oni również zaniepokojenie całkowicie bezkrytycznym stosowaniem szczepionek wektorowych na Covid-19 w sytuacji, gdy preparaty te są wycofywane z rynku jak w Dani czy Norwegii bądź podlegają ograniczeniom wiekowym jak w Wielkiej Brytanii (AstraZeneca jest stosowana tam u osób powyżej 40 roku życia). Od wielu tygodnii wiadomo, że szczepionki wektorowe AstraZeneca i Johnson & Johnson mogą wywoływać między innymi rzadkie, ale grożne dla życia powikłanie jakim jest autoimmunologiczna zakrzepica zatokowych żył mózgowych i trzewiowych w połączeniu z małopłytkowościa (VITT). Według analiz ryzyka zgonu z powodu VITT i Covid-19 przeprowadzonych przez Europejską Agencję Leków (EMA), ryzyko zgonu z powodu VITT przekracza u ludzi poniżej 30 roku życia ryzyko zgonu z powodu Covid-19.

W przesłanej właśnie odpowiedzi, naczelnik departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia, Aleksandra Reszelska, oświadczyła, że postawione przez lekarzy i naukowców pytania nie kwalifikują się, by na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej ministerstwo musiało na nie odpowiadać. Reszelska stwierdza, że „choć postawione pytania związane są z realizacją Narodowego Programu Szczepień przeciw Covid-19, to przedstawione w nich zagadnienia dotyczą kwestii medycznych, które nie mieszczą się w pojęciu informacji publicznej” i dalej „że zgodnie z orzecznictwem sądów administracyjnych, informacje dotyczące szczepień ochronnych czy ochrony zdrowia nie są uważane za informację publiczną w rozumieniu ustawy, skutkiem czego organ nie jest zobowiązany do ich udzielania”.

Trzeba tu zaznaczyć, że ministerstwo udzielało w przeszłości odpowiedzi na liczne zapytania o charakterze typowo medycznym od instytucji i osób prywatnych, na przykład w odniesieniu do liczby hospitalizacji chorych na zapalenie płuc, śmiertelności z powodu Covid-19 czy też przeprowadzania autopsji osób zmarłych na Covid-19. Rodzi się zatem podejrzenie, że lekarze i naukowcy kojarzeni w ministerstwie jako sygnatariusze apeli w sprawie szczepień i polityki covidowej rządu nadal postrzegani są przez ministra zdrowia Andrzeja Niedzielskiego jako kołtuni, którzy nie zasługują na udzielenie pełnej odpowiedzi na postawione pytania dotyczące zdrowia milionów Polaków.

Naczelnik Reszelska wykazała się jednak łaskawością i nie zakończyła na tym swojego listu (pomimo wyżej wspomnianych nieprzyjaznych dla obywatela paragrafów i decyzji sądów administracyjnych) i stwierdziła w typowym dla rządu stylu, że szczepionki są bezpieczne i skuteczne, bo „są zatwierdzane według tych samych standardów, które stosuje się wobec wszystkich leków w UE”. Otóż nie! Dostępne na rynku szczepionki są dopuszczone jedynie tymczasowo, gdyż oficjalnie nie ma skutecznej terapii lekowej przeciw Covid-19. Terapii nie ma oficjalnie, gdyż leki off-label na Covid-19, przede wszystkim iwermektyna i amantadyna, przez ostatni rok były ośmieszane i blokowane przez ministra Niedzielskiego i Radę Medyczną przy premierze. Dlatego tysiące Polaków leczy się nieoficjalnie amantadyną rozpropagowaną przez odważnego pulmnologa z Przemyśla dr Włodzimierza Bodnara, którego Niedzielski najchętniej wsadziłby za kratki.

Reszelska pisze dalej, że „procedura warunkowego pozwolenia na dopuszczenie do obrotu została specjalnie zaprojektowana w taki sposób, aby w przypadku takich sytuacji zagrożenia można było jak najszybciej wydawać pozwolenie na dopuszczenie do obrotu, gdy tylko dostępne będą wystraczające dane”. To stwierdzenie całkowicie lekceważy jednak zagrożenia, na które zwrócili uwagę sygnatariusze zapytania do ministerstwa. Zagrożeniem tym jest na przykład wspomniana wyżej VITT, którym od tygodni zajmuje się EMA, przenikanie białka kolcowego przez barierę krew-mózg, mnożące się przypadki poszczepiennego zapalenia mięsnia sercowego czy też powikłania neurologiczne po szczepionce AstraZeneca jak zespół Guillain-Barre.

Dziwne się wydaje, że rząd PiS, który zwykle był w klinczu z Komisją Europejską i innymi organami UE, w obliczu kryzysu epidemiologicznego wywołanego koronawirusem, zachowuje się jak chłopiec na posyłki EMA i koncernów farmaceutycznych, które wiele lat temu zainicjowały utworzenie tej agencji. Lekceważy on krytyczne głosy zaniepokojonych naukowców, prześladuje ich wysługując się Naczelną Izbą Lekarską (wezwania lekarzy na przesłuchanie przez Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej) czy wyklucza z konkursu na Osobowość Roku „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego” jak w przypadku dr Zbigniewa Martyki (oba dzienniki należą do Polska Press przejetego niedawno przez podległy PIS-owi koncern PKN Orlen). Minister Niedzielski i naczelnik Reszelska skupiają się tylko na zagrożeniach wywołanych SARS-CoV-2 i Covid-19 przy jednoczesnym lekceważeniu zagrożeń, jakie niosą za sobą masowe szczepienia eksperymentalnymi szczepionkami. Blokują stosowanie leków off-label na Covid-19, które z powodzeniem stosowane są w innych krajach, a przez brak wdrożenia należytego wczesnego ambulatoryjnego leczenia Covid-19 przy jednoczesnym paraliżu służby zdrowia, doprowadzają do tysięcy niepotrzebnych nadmiarowych zgonów.

Jedynym pocieszeniem wynikającym z listu naczelnik Reszelskiej jest zapewnienie, że szczepienia na Covid-19 pozostają dobrowolne. Marne to jednak pocieszenie, biorąc pod uwagę nadchodzącą segregację społeczeństwa na zaszczepionych i niezaszczepionych poprzez tzw. paszporty szczepionkowe.